13 koni! Ale ty masz szczęście…

Pewnie każdy, a jeśli nie każdy to zapewne większość z nas robi sobie palny na przyszłość, ustala jakieś cele i wyzwania. I bardzo dobrze, jest to jak najbardziej OK.
Ludzie, którzy nie mają swoich planów na przyszłość są moim zdania z góry skazani na życie, które nie przyniesie im większej satysfakcji i zadowolenia. Jest prawie pewne, że nie zaznają nigdy uczucia spełnienia i osobistej satysfakcji.

Wielu jednak, swoje plany, cele i osobiste wyzwania ustawia w codziennym życiu na tak wysokim piedestale, że zapominają o całej reszcie. Zapominają, że żyją w śród innych ludzi, którzy ich kochają i życzą im jak najlepiej…, ale nie koniecznie ich punkt widzenia świata i rzeczywistości jest taki sam.
Normalka, co nie?
Warto się na tym zastanowić głębiej… i pewnie za jakiś czas wrócę do tego tematu. Ale nie o tym chciałem…

Jakiś czas temu „wpadła mi w ręce” pewna opowieść. Znałem ją już od dawna, ale od czasu do czasu zdarza mi się (pewnie nie tylko mi), że coś mi „kliknie” i zaczynam od tej chwili widzieć pewne sprawy inaczej.

Mamy taka sąsiadkę na osiedlu, która wszystko wie o wszystkich… a jak nie wie, to i tak wie swoje 😉 Czasami to nawet fajnie jest jej posłuchać, ale… no właśnie, coraz częściej zachowuje się tak jak ten sąsiad z tej opowieści:

„Był raz starzec, który miał syna jedynaka i konia. Pewnego dnia, koń wyrwał się z zagrody i uciekł na wzgórza.
– Uciekł ci koń? A to pech! – mówi sąsiad.
– Czemu tak mówisz? – pytał starzec – Skąd wiesz, że to pech?

I rzeczywiście, następnej nocy koń wrócił do zagrody, gdzie go zawsze karmiono i pojono, prowadząc ze sobą tuzin dzikich koni. Syn gospodarza zobaczył je, wymknął się bocznym
wyjściem i zamknął bramę. Nagle mieli teraz trzynaście koni zamiast żadnego. Sąsiad usłyszał dobrą wieść i pobiegł do gospodarza mówiąc:
– Trzynaście koni! Ale ty masz szczęście!
Starzec zaś odparł:
– Skąd wiecie, czy to szczęście?

Parę dni potem jego syn próbował ujeżdżać jednego z dzikich koni. Został zrzucony i złamał nogę. Sąsiad znów przyszedł wygłosić kolejny pochopny sąd:
– Twój syn złamał nogę. To ci pech!
Mądry gospodarz znów odrzekł:
– A skąd wiecie, czy to pech?

I rzeczywiście, niedługo potem w okolicy pojawił się dowódca wojskowy i zorganizowano pobór. Wszyscy sprawni młodzieńcy zostali wzięci do armii i wysłani na wojnę, z której nigdy
nie wrócili. Zaś syn gospodarza ocalał, bo miał złamaną nogę”.



Ciekawą mamy sąsiadkę, co nie? 😉
Dobrze, że nasza sąsiadka nie za bardzo jest oblatana po Internetach… może się o tym nie dowie, co o niej wypisuje. Skończyłby się ubaw na osiedlu 🙂

OK, ale teraz na poważnie. Zacząłem zastanawiam się, ile we mnie samym jest tego sąsiada z tej opowieści… i czy nie warto byłoby coś z tym zrobić.

Generalnie nie uprawiam tak “wyskokowych” wystąpień jak on – broń mnie Boże – jednokrotnie nie jednak zdarzył mi się “ugryźć za język” przed wydaniem pochopnego osądu. Wy też tak macie?

Może już u Was jest po, i znacie rozwiązania jak zmieniać samego siebie, aby nie być “sędzią” który więcej szkodzi niż pomaga?

Ja osobiście mam na to swoje sposoby, o których napiszę już niebawem, ale nie ukrywam, chciałbym poznać zdanie innych. Bardzo możliwe, że Wasze komentarz przeczytają także i tacy sąsiedzi jak ten z opowieści i moja sąsiadka (niektórzy z nich śmigają po internecie, widać to jak na dłoni) i wezmą je do serca. Liczę na Was 🙂

 

 

Facebook Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *