Rynek pracy w naszym kraju zmienia się z roku na rok. Pojęcie stałej pensji powoli odchodzi do lamusa. Większość pracodawców preferuje wynagradzanie swoich pracowników za konkretną wykonaną pracę, a nie za tzw. “bycie w pracy”. Wynagrodzenie prowizyjne lub akordowe to dzisiaj standard w wielu przedsiębiorstwach i korporacjach. Śmiem twierdzić, że czasy gdzie maksymą dnia było „czy się stoi czy się leży trzy patyki się należy” nigdy już do nas nie wrócą.
Czy to dobrze?
Jasne, że tak. Idziemy po prostu w kierunku normalności.
Człowiek powinien być wynagradzany za to, co faktycznie zrobił, a wysokość jego wypłaty powinna zależeć od ilości i jakości jego pracy. Wszelkie inne metody wynagradzania prowadzą do jednego, prowadzą do NIERÓBSTWA.
Nie ważne czy jest to robotnik budowlany, policjant, nauczyciel, urzędnik, czy też poseł na sejm, każdy z nich powinien być wynagradzany za swoją pracę odpowiednio do jej efektów. Tak gdzie dzieje się inaczej, zamiast solidnej pracy widzimy siedzących pod płotem i pijących piwo budowlańców, olewających przestępstwa policjantów, niedouczonych absolwentów szkół, aroganckich i niekompetentnych urzędników, czy też ogólny bałagan w instytucjach rządzących Państwem.
System wynagrodzeń może być równie dobrze motywacją do działania, jak i barierą, której nie opłaca się przekraczać.
Na szczęście większość małych jak i dużych firm zmienia swoje podejście w tej kwestii. Płaca podstawowa to dziś z reguły tzw. najniższa krajowa, poniżej której pracodawcy zejść nie mogą, bo nie pozwala im na to prawo. Jest to jednak tylko część wynagrodzenia, które otrzymują pracownicy w większości firm. Prowizyjny system wynagrodzeń robi się standardem w firmach o szeroko pojętym profilu sprzedażowym np. banki, wszelkiego rodzaju ubezpieczenia, handel, jak i akordowy w branży usługowej i wytwórczej. Podstawowymi warunkami umowy o pracę w firmach tego typu są paragrafy mówiące o przerobie, obrocie, zdobytych klientach i podpisanych umowach, których niedopełnienie wiąże się z utratą nawet tej podstawowej pensji, a nie rzadko także z rozwiązaniem takiej umowy. Coraz częściej warunkiem znalezienia atrakcyjnej pracy jest także posiadanie własnej działalności gospodarczej.
Rynek pracy w Polsce dopiero wchodzi w etap zmian, które wymuszają na tzw. etatowcach indywidualną inicjatywę i pobudzają do własnej przedsiębiorczości. Przebiega to dosyć opornie, bo większość poszukujących pracy zaczyna spotkanie z przyszłym pracodawco od zadania pytanie – A ile dajecie na miesiąc? W chwili, gdy otrzymuje odpowiedź – to zależy od ciebie ile dla nas zarobisz – kończy się jego entuzjazm i chęć do pracy. Wraca on do domu i zasiada przed monitorem komputera wertując kolejne internetowe ogłoszenia o pracę, licząc, że następnym razem nie trafi już na „oszusta”, który nie chce płacić mu tylko za przychodzenie do pracy…, ale każe również zakasać rękawy.
Wiele także można mieć zastrzeżeń do naszego polskiego systemu nauczania. Szczególnie do szkolnictwa średniego i wyższego, gdzie system nauki ogranicza się głownie do „wyprodukowania” kolejnych etatowców. Szkoły nie uczą przedsiębiorczości w dosłownym tego słowa znaczeniu, nie wychowują przedsiębiorców, a jedynie klonują pracowników.
A przecież tyle się mówi, że motorem napędowym gospodarki jest mała przedsiębiorczość.
Mówi się jedno, a robi się drugie.
Ludzie, którzy tworzą ten system nauczania, jak i ci, co uczą w naszych szkołach i wykładają na naszych uniwersytetach nigdy nie byli przedsiębiorcami. Jak mają uczuć czegoś, o czym nie mają zielonego pojęcia? 95% z nich z biznesem ma tyle wspólnego, co wół z karetą, a ich stan majątkowy z reguły ogranicza się do M-3 i kilkunastoletniego samochodu. Czy pedagog z takim majątkiem i doświadczeniami może nauczyć kogoś jak dzięki wolnej przedsiębiorczości zarabia się miliony?
Ale czy my sami możemy z tym sobie poradzić? Czy nie jest tak, że to my jesteśmy sami sobie barierą na naszej drodze kariery zawodowej?
Czyż nie jest tak, że 90% społeczeństwa woli być małoznaczącym pionkiem na szachownicy ich szefa w zamian za iluzyjne bezpieczeństwo pracy na etacie? Czy nie jest tak, że jesteśmy wstanie wymyśleć setki wymówek i wynaleźć dziesiątki minusów np. na biznesu MLM, gdy idąc do pracy na etacie godzimy się na te minusy każdego dnia? Czy nie jesteśmy gotowi na poświęcenie własnego prywatnego czasu na dodatkową zleconą przez szefa pracę, w zamian za przysłowiowe parę złotych premii, jednocześnie twierdząc, że nie mamy czasu na to, aby poświęcając dwie do pięciu godzin tygodniowo, zacząć dorabiać dzięki MLM pięćset czy tysiąc złotych na miesiąc, budując swój własny biznes na przyszłość?
Świetnym przykładem na niewytłumaczalną bezradność ludzi i wypaczony sposób myślenia są staże dla studentów. Ci młodzi ludzie są gotowi pół roku lub więcej pracować zupełnie za darmo, bez gwarancji dalszego zatrudnienia tylko po to, aby zdobyć kolejny papierek do kolekcji. Gdy natomiast mają propozycję współpracy z firma MLM, gdzie także zaczynając pracują za darmo, ale przez te same pół roku mogą osiągnąć dochody, które w przyszłości mogą przynieść im niezależność finansową to wtedy jest to bebe…, bo kto będzie taki głupi i zgodzi się na pracę za darmo.
Ludzie nie umieją, lub raczej nie chcą myśleć perspektywistycznie. Ważne jest dla nich tu i teraz, przy zachowaniu najmniejszej linii oporu. Nie lubią podejmować trudnych decyzji, wolą jak robi to za nich ktoś inny, nawet jeśli w konsekwencji sami na tym tracą.
Czy nie jest to chore?
A może się mylę, może to normalne?
Przecież w końcu nie każdy nadaje się do prowadzenia własnego biznesu…, który nie jednokrotnie jest o wiele prostszy niż robota na wyrobku.
3 thoughts on “Czy się stoi czy się leży…”
Ciekawy wpis Stanisław. Też się zastanawiam dlaczego tak jest, że ludzie wolą za darmo, albo za dziadowskie pieniądze na etacie, niż na swoim. Myślę, że każdy się nadaje do prowadzenia biznesu. Nie każdy jednak jest gotów ponieść ryzyko, wziąć na siebie 100% odpowiedzialności za ew. porażkę. Nie każdy jest gotów poświęcić czas i często pieniądze na zdobycie kompetencji i umiejętności prowadzenia biznesu. I nie chodzi wcale tylko o MLM, lecz o każdą inną formę działalności inną niż etat. MLM podlega takim samym prawom jak każdy inny biznes.
Z tym, że każdy nadaje się do biznesu to bym z Tobą Mirku polemizował, ale fakt, większość mogłaby go z powodzeniem prowadzić gdyby im się po prostu chciało… poduczyć tego biznesu.
Masz rację, MLM jako biznes podlega tym samym prawom jak każda inna działalność gospodarcza, nigdzie nie ma kokosów od samego początku.
Po za ryzykiem i odpowiedzialnością, o których piszesz Mirku jest jeszcze coś takiego w biznesie jak WOLNOŚĆ, z którą nie każdy umie sobie poradzić. Wielu się na tym wykłada popuszczając sobie. Własny biznes (nie ważne jaki) wymaga samodyscypliny, wytrwałości i konsekwencji w działaniu, a wiemy jak to z ludźmi bywa. Są ludzie, którzy bez przysłowiowego bata nijak nie wezmą się do roboty… i to jest chore. Może można to jakoś leczyć?
Co do tendencji na rynku pracy ja swoim studentom i uczniom szkół średnich podczas wykładów na temat przedsiębiorczości mówię tak: W niedalekiej przyszłości tj. w przeciągu 10-15 lat , a na 100 % w przeciągu 25 lat, na rynku pracy niezbędne będą następujące umiejętności:
– prowadzenie własnej działalności gospodarczej( głównie samozatrudnienie),
– wąska specjalizacja tematyczna,
– umiejętność prowadzenia samochodu( prawo jazdy)
– znajomość języków obcych : angielskiego jako podstawowego i chińskiego