No i kolejne Święta mamy już za sobą, w sumie to i dobrze, bo ile można…
Niektórzy potrzebują jednego czy nawet dwóch dni, aby odpocząć po tym całym świętowaniu, ja niestety także się do nich zaliczam.
Nie muszę chyba dosłownie pisać, o co mi chodzi, bo przecież wszyscy wiemy. Ból głowy po dwóch dniach jakże ważnego Święta dla Polaków jest chyba wpisany w naszą staropolską tradycję.
Z odpoczynkiem także jak wiemy należy się spieszyć, bo przecież za parę dni czeka nas następny wyczerpujący weekend i zabawa do białego rana. Aż strach pomyśleć, że znów będzie trzeba przez to przejść, ha ha ha.
OK, żarty na bok, bo w sumie to nie o zabawie chciałem dzisiaj parę słów napisać.
W czwartek przed Świętami miałem spotkanie z ludźmi (małżeństwo, powiedzmy Jan i Anna) z branży, którzy z tego co mi wiadomo z MLM związani są już co najmniej od kilkunastu lat i jak sami o sobie mówią, wiedzą z czym to się je, bo przerobili jak do dotąd ze trzydzieści firm.
No cóż, trudno im zarzucać, że są zieloni jeśli chodzi o MLM, bo przecież szmat czasu już w tej branży działają, ale po tym, co od nich usłyszałem śmiem twierdzić, że większość z tych kilkunastu lat, w czasie których parają się marketingiem sieciowym zmarnowali, i jak mi się wydaje nie nauczyli się za wiele.
Ale wróćmy do początku.
Kilka dni przez czwartkowym spotkaniem, któregoś wieczoru zadzwonił do mnie właśnie pan Jan, którego jak mi się wtedy wydawało nie znam i zapytał czy zechciałbym się z nim spotkać w Warszawie i pogadać o jakimś tam biznesie MLM. Podobne propozycje szczerze mówiąc otrzymuję co jakiś czas, więc tego typu telefon nie wzbudził u mnie zdziwienia.
Nie pytając o szczegóły szybko odpowiedziałem, że w najbliższych moich planach nie przewiduję „wycieczki” do Stolicy, więc sprawa zrozumiała, że spotkać się z nim nie będę mógł.
Pan Jan jednak nie dawał za wygraną i szybko zaproponował, że chętnie przyjedzie do mnie i spotka się ze mną w moim mieście.
Zapytał skąd jestem? – a to już mnie trochę zdziwiło.
Znaczyłoby to, że tak naprawdę nie wie z kim rozmawia, mój telefon zdobył pewnie gdzieś w internecie i nie zadał sobie nawet odrobiny trudu, aby dowiedzieć się o mnie nawet kilku podstawowych rzeczy. Pomyślałem sobie, że szybko ostudzę jego zapędy informując go, że jestem z Suwałk i pewnikiem odejdzie mu ochota na przyjazd…, a tu znów zostałem zaskoczony.
Aa, jest Pan z Suwałk – odpowiedziała pan Jan – OK, to może czwartek o 19 w … moglibyśmy się spotkać?
Naprawdę zaskoczył mnie. Nic mi nie pozostało jak się zgodzić, nawet jeśli nie do końca mi to pasowało. Pomyślałem, że skoro człowiek chce przejechać blisko 300 km, aby napić się ze mną kawy i pogadać ze o czymś, co dla niego jest ważne, to nie mogę mu odmówić.
Zacząłem pytać go, o co dokładnie mu chodzi, bo tak naprawdę nie szukam nowego biznesu i nie chciałbym, aby tracił swój cenny czas na coś, co może mnie w ogóle nie interesować.
I tu kolejny raz mnie zaskoczył. Nic mi nie powiedział tłumacząc, że wszystko wyjaśni jak się spotkamy.
OK., nie ciągnąłem go dalej za język, umówiliśmy się, że zadzwoni do mnie jeszcze w czwartek przed południem i przypomni o spotkaniu, ale w duchu pomyślałem, że nie warto se tym głowy zaprzątać, bo przecież i tak nie zadzwoni.
Jednak się pomyliłem.
W czwartek tak jak się umówiliśmy zadzwonił. Potwierdził spotkanie, a jednocześnie wygadał się, że on to mnie zna, a jego żona nawet już była w mojej linii struktury w innym MLM-mie.
Ooo, zaczynało robić się ciekawie.
Czyli gościu między czasie odrobił lekcję i zaczyna powoli budować relacje.
No i faktycznie już na dzień dobry wyszło, że się znamy. Rozmawialiśmy wcześniej kilka razy przez Skype, a nawet spotkaliśmy się także w realu już przy innych okazjach.
Wyszło także, że moi rozmówcy nie musieli grzać do mnie 300 kilosów tylko 60, bo tak naprawdę to nie są z Warszawy…, a propozycja, którą dla mnie mają nie interesuje mnie kompletnie.
Firmę, z którą obecnie współpracują znam już od kilku lat a oni nie są pierwszymi, którzy z nią do mnie przychodzą. Co dziwniejsze, z rozmowy wywnioskowałem, że liczyli się z tym, że znam temat, ale sądzą, że nie mam pełnych informacji skoro jeszcze do tej pory nie działam w firmie, która jest NAJLEPSZA NA ŚWIECIE.
NAJLEPSZA NA ŚWICIE – w ciągu 5 minut kilka razy użyli tego sformułowania, i tu już widziałem, że będzie „wesoło”.
Na nic nie zdały się moje jasne i wyraźne sugestie, że ten temat nie interesuje mnie i tracą tylko czas.
Oni jak by tego nie słyszeli, szczególnie odporna na moje argumenty była pani Anna… i szybko przeszła do „ich” prezentacji, którą notabene dobrze znałem, ale nie z powodu tego, że interesuje mnie jej treść, lecz fakt, że jest graficznie ciekawie wykonana i już kiedyś ją widziałem na podobnym spotkaniu.
Pewnie po prostu powinienem był przerwać te przedstawienie i wyjść, ale nie zrobiłem tego.
Przeżyłem lekcje, która na długo zostanie mi w pamięci.
Ta lekcja powinna być zatytułowana: „Spotkanie rekrutacyjne, na którym już od samego początku jesteś na przegranej pozycji”.
Doświadczyłem 50-cio minutowej prelekcji o „najlepszej firmie na świecie”, która w ciągu kilku najbliższych lat podbije cały świat degradując konkurencję, a ci, którzy tego nie dostrzegają są po prostu GŁUPI albo ŚLEPI.
50 minut monologu informacyjnego, którego nie można w żaden sposób strawić z powodu ogromnej ilości informacji przekazanej w tak krótkim czasie. Świadczy to wprawdzie, że moi rozmówcy posiadają bardzo obszerną wiedzę na ten temat, ale jasno widać, że szwankują u nich podstawy w edukacji. Nie potrafią umiejętnie i w odpowiedni sposób przekazać togo, o czym wiedzą. Po takiej prezentacji w głowie zostaje tylko jedno, JEDEN WIELI MĘTLIK.
Bardzo możliwe, że mieli świadomość tego, że nie będą mieli już drugiej okazji, aby podejść do mnie z tym tematem i starali się zabłysnąć wiedzą i dać mi maksimum informacji, aby moje oczy „dojrzały” to, czym oni są tak zafascynowani.
Niestety, osiągnęli efekt dokładnie odwrotny.
Gdy oznajmiłem im, że nie przekonali mnie do swojej firmy, a na dodatek nie podzielam ich fascynacji tym przedsięwzięciem, co odpowiednio z argumentowałem, zaskoczyli mnie po raz kolejny.
Zauważyłem, że nie byli tym w ogóle zdziwieni (przy najmniej ja tego nie zauważyłem), a na dodatek dali mi do zrozumienia, że uważają mnie właśnie za jednego z tych głupków, którzy są ślepi i nie dostrzegają ich „najlepszej firmy na świecie”.
Jadąc do domu, rozważałem sytuację, w której miałem nieprzyjemność uczestniczyć i uświadomiłem sobie, że dopóki takie „prezentacje” mają miejsce, ciężko będzie zmienić opinie społeczeństwa na temat branży MLM.
Nie trzeba się długo zastanawiać, aby wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski.
Gdybym nie miał na temat MLM wiedzy, którą posiadam, a to spotkanie byłoby dla mnie pierwszym spojrzeniem na MLM, to jestem pewien, że uciekałbym następnym razem od takiego MLM-u gdzie pieprz rośnie.
Zderzenie z ludźmi, którzy swoim wzrokiem sięgają tylko do czubka własnego nosa i sądzą, że pełnią rolę „zbawicieli świata” kojarzy się tylko z jednym – SEKTA!!!
Kiedyś pisałem o imprezie imieninowej, która nieoczekiwanie zmieniła się w spotkanie rekrutacyjne do dobrze znanej firmy na A, po którym długo byłem „uczulony” na wszystkich z MLM. Jak widać tamte czasy nie minęły jeszcze na dobre. Choć w tym przypadku firma jest inna, ale jak widać ciągle zdarzają się ludzie, którzy myślą kategoriami z prze 20 lat.
Zastanawiające jest jednak to, że po tylu latach ci ludzie nadal nie widzą błędów, które popełniają. Może to oni są po prostu tymi głupcami i na dodatek ślepcami? Czy inaczej da się wytłumaczyć podobne zachowanie?
Co o tym sądzicie?
9 thoughts on “Spotkanie rekrutacyjne, na którym już od samego początku jesteś na przegranej pozycji”
Stanislawie zgadzam się z Tobą, ja się już naciąlem i się nauczylem i nie daje się namówić na żadne spotkania.
Z czym konkretnie się zgadzasz?
Na co się naciąłeś i czego się nauczyłeś?
Nie wydaję mi się, abyś czegoś ważnego mógł się nauczyć na podobnym spotkaniu, no chyba, że tego jak nie należy robić prezentacji.
Jeśli natomiast ogólnie zraziłeś się do ludzi, którzy zajmują się MLM, bo ktoś Ci próbował zrobić wodę z mózgu, to moim zdaniem za szybko wyciągasz pochopne wnioski. Przykład, który podałem w artykule to skrajność i większość osób działających (normalnie) w MLM takich praktyk nie uprawia.
Moim zdaniem Jan i Anna na SIŁĘ próbują coś zdziałać, ale nie bardzo im to wychodzi. Możliwe, że mają jakieś kłopoty i są pod presją, która powoduje chęć rekrutacji za wszelką cenę…, a na siłę to można tylko w WC… coś zdziałać.
“I tu kolejny raz mnie zaskoczył. Nic mi nie powiedział tłumacząc, że wszystko wyjaśni jak się spotkamy.” To było dla Ciebie Stanisławie zaskoczeniem? Mnie się chyba jeszcze nie zdarzyło aby jakiś “rekruter” mlm w trakcie rozmowy telefonicznej gdy zapraszał, podał jakiekolwiek szczegóły. Zawsze jest tajne/poufne. A na takie spotkania jestem wielokrotnie zapraszany.
Co do Twojej odpowiedzi na komentarz Zdzisława: “Przykład, który podałem w artykule to skrajność”. Powiem Ci, że moje prawie każde spotkanie z przedstawicielami “złota” bądź mlm’owej branży wellness, czy finansówki wyglądało dotychczas podobnie jak Twoje: firma najlepsza na świecie, produkt bez którego nie da się żyć, biznes bez którego na zawsze zostaniesz kloszardem 😉 I oczywiście wystarczy godzina tygodniowo pracy (autentyczny tekst) abyś odniósł sukces w biznesie…
Nie jestem zrażony do mlm, sam troszkę działam (nie jest to moja główna działalność – mam firmę która wspiera m.in. ludzi z mlm) w Aroma Group, zresztą ta firma wydaje mi się być jedną z normalniejszych w tej branży.
Pozdrawiam i powodzenia 🙂
No cóż Darku, nic mi nie pozostało tylko współczuć Ci. Jak widać masz do czynienie w większości z oszołomami.
Nie zastanawiałeś się jednak Darku, czemu się dzieje? Przecież chyba nie sądzisz, że cały MLM jest tak wypaczony? Może warto się zastanowić…, czemu właśnie takich ludzi przyciągasz do siebie?
Nie chcę nic sugerować, ale czasami takie przemyślenia pomagają, czasami jak to się mówi “coś nas olśni “, a wtedy należy tylko wyciągnąć prawidłowe wnioski.
Oczywiście że się zastanawiałem.
Ze względów zawodowych i doświadczenia życiowego na pewno z takimi osobami mam lepszy kontakt. Ale ma też na to wpływ “polski sposób na robienie mlm”. Poniżej wyjaśniam o co mi chodzi.
Nie wiem, czy cały MLM jest wypaczony (bo całego nie znam) 😉 ale obserwuję, że np. (z całym szacunkiem dla właściwości produktów i wielu Dystrybutorów – przykłady z ostatnich miesięcy) życie na ziemi nie jest możliwe bez Flavonu i MonaVie. Nie jesteś w stanie nic zarobić jeżeli nie współpracujesz z Noricum, albo Kolagenem Naturalnym. Podobnie bywa też z niektórymi mlmami finansowymi. Znam po kilka, czasami kilkanaście osób z tych firm i każda z nich w rozmowie prezentuje różne wariacje powyższych twierdzeń 😉
W Krakowie to nie jest kwestia pojedynczego dystrybutora, więc myślę, że takie smaczki jednak w dużej mierze wynikają z szkoleń które osoby przechodzą, a w czasie których główny nacisk kładzie się na produkt, ewentualnie biznes (napompowane do granic marzenia i nadzieje).
Drugą przyczyną może być znany chyba każdemu handlowcowi tzw. “syndrom akwizytora”, gdy chodzisz, spotykasz się, rozmawiasz z ludźmi, miało być różowo, a tu efektów nie widać… A wtedy usiłujesz złapać “wszystko co nie szczeka i na drzewo nie ucieka”. Osoby z którymi rozmawiałem są nastawione na szybki sukces, bez wysiłku (ta 1 h / pracy tygodniowo którą próbował mi wcisnąć kolega z Flavonu) i gdy go nie widzą (sukcesu, nie wysiłku) 😉 zaczynają zdradzać symptomy desperacji, szczególnie, że często z kasą w portfelu jest krucho…
A dlaczego głównie na takie osoby trafiam? Ty Stanisławie zajmując się MLM zawodowo robisz to profesjonalnie, z rozwagą i planowo. Podczas gdy takie “napalone” osoby z rozbuchanymi nadziejami i pustymi kieszeniami miotają się i szamocą łapiąc każdego kto nie ucieka i nie rzuca słuchawką. Myślę, że każdy kto ma szeroki krąg znajomych zna przynajmniej po kilkanaście takich osób.
Do czego prowadzi niewłaściwa interpretacja i postrzeganie rzeczywistości doskonale widać po zachowaniu Koreańczyków po śmierci “Umiłowanego Przywódcy”. MLM to biznes normalny dla normalnych. Jednak trudno brać odpowiedzialność za czyjeś zachowania, ale z drugiej strony jest być postrzeganym tak a nie inaczej właśnie poprzez czyjeś zachowania.
Z tymi Koreańczykami to może tak nie do końca chodzi o interpretację i postrzeganie rzeczywistości.
Jak byś Wojtku miał nad sobą widmo więzienia i nieludzkich tortur tylko za to, że odpowiednio nie zademonstrujesz swojego uwielbienia “umiłowanemu przywódcy” to pewnie także byś zachowywał się podobnie jak oni.
Co do reszty to oczywiście się zgadzam.
A mają opozycję wewnątrz kraju ? NIE ! Dlaczego ? Bo mają wypaczony przez reżim obraz rzeczywistości. O to mi chodzi.
Panowie widzę, ze dyskusja się rozwija.
Chciałam krótko przedstawić mój “babski” sposób kontaktowania się z nowymi osobami.
Umawiając się na spotkanie z ludźmi, których nie znam, krótko się przedstawiam i podaję firmę, z którą współpracuję.Następnie po wymianie kilku zdań (unikając szczegółów), próbuje się zorientować, czy w ogóle ta osoba może być zainteresowana czymkolwiek, co mogłabym jej zaproponować. Jeżeli rozmowa podąża w założonym przeze mnie kierunku, umawiam się na spotkanie informacyjne, na które potrzebuję około 20-30 minut, chyba, że druga strona ma więcej pytań, wówczas rozmowę można przedłużyć.
W ten sposób unikam straty czasu, a osoba, z którą mam wypić kawę, jest przynajmniej trochę wprowadzona w temat przyszłej dyskusji.
Może w ten sposób trudniej jest się umówić, ale za to prezentacja jest łatwiejsza (przynajmniej dla mnie).
A co ze spotkaniami, na które to mnie ktoś zaprasza?
Czasami biorę w nich udział, ale lubię wiedzieć z kim mam przyjemność i czego rozmowa ma dotyczyć.
Spotkania w drugą stronę pozwalają mi poznać sposoby, jakimi posługuje się konkurencja.
To taki praktyczny krótki kurs co działa, a co nie (przynajmniej wobec mnie).
Życzę powodzenia w Nowym Roku.